fbpx
Blog nagrodzony przez
Urząd Patentowy RP
Urząd Patentowy RP

„Je suis Charlie” to hasło stanowiące wyraz solidarności z zamordowanymi rysownikami tygodnika „Charlie Hebdo”. Okazuje się jednak, że wiele osób wyczuło w nim dobry sposób na zarobienie pieniędzy. Określenie „Je suis Charlie” postanowiono zastrzegając jako znak towarowy. Tylko, czy taka rejestracja ma w ogóle szansę na powodzenie?

Pecunia non olet (pieniądze nie śmierdzą)

Nie od dziś wiadomo, że dla pieniędzy ludzie są w stanie zrobić wszystko. Nie ma tutaj znaczenia szacunek dla ofiar zamachu, czy najzwyklejsze ludzkie poczucie smaku.

Kolokwialnie mówiąc liczy się tylko kasa.

Po śmierci aktorki Anny Przybylskiej jak grzyby po deszczu powstawały tzw. farmy fanów na Facebooku. Pod pretekstem solidarności z rodziną zbierano „polubienia”. Im było ich więcej, tym za wyższą kwotę można było potem taki fanpage sprzedać.

Szereg pseudo przedsiębiorczych osób postanowiło zarobić również na paryskiej tragedii. Odnotowano, że złożono wnioski o rejestrację znaków towarowych „Je suis Charlie” w krajach Beneluksu,  USA czy Australii.

Do francuskiego urzędu patentowego takich wniosków wpłynęło podobno ponad 50.

Nie jest to pierwszy przypadek kontrowersyjnego zgłoszenia. Na blogu opisywałem już próbę zastrzeżenia godła ZSRR oraz hasła Ice Bucket Challenge. W pierwszym przypadku odmówiono przyznania ochrony, W drugim sprawa jest w toku.

Jaka jest szansa na rejestrację „Je suis Charlie”?

Niewielka.

We Francji wydano już oficjalne oświadczenie, że podjęto decyzję, aby nie rejestrować określeń „Je suis Charlie”, ponieważ nie spełniają one elementarnych wymogów stawianych znakom towarowym.

Należy pamiętać o podstawowej funkcji znaku towarowego. Jest nią:

odróżnianie towarów/ usług jednego przedsiębiorcy od takich samych towarów/ usług innego przedsiębiorcy.

Rejestrując znak towarowy nie uzyskuje się więc absolutnego monopolu na nazwę. Wyłączność posługiwania się danym określeniem ograniczona jest do wskazanych towarów bądź usług. Zgłaszający te kontrowersyjne znaki wskazali m.in. towary takie jak: mydło, perfumy, torby, plecaki, odzież i artykuły papiernicze.

W tym przypadku rodzaj towaru wydaje się nie mieć znaczenia.

„Je suis Charlie” jest hasłem na tyle popularnym, że ciężko sobie wyobrazić, aby kiedykolwiek mogło być przez konsumentów odbierane jako wskazanie źródła pochodzenia danego towaru.

ohim

Wyjątkowość tego przypadku skłoniła do wydania komentarza przez OHIM.

Możemy w nim przeczytać, że:

OHIM zwykle nie wypowiada się w sprawie indywidualnych zgłoszeń znaków towarowych. W przypadku jednak określenia „Je suis Charlie” Urząd dostrzega nadrzędny interes publiczny w tym, aby wydać komentarz. Wskazuje się w nim, że ten znak towarowy, może być uznana za „sprzeczny z porządkiem publicznym lub dobrymi obyczajami” a także za pozbawiony charakteru odróżniającego.

Czy na hasło „Je suis Charlie” obowiązuje prawo autorskie?

 

W jednym z artykułów w Newsweeku właśnie przeczytałem, że:

„Joachim Roncin na podstawie praw autorskich będzie starał się kontrolować rozpowszechnianie (tego hasła) i zachować jego przesłanie”.

Osobiście słabo to widzę.

Pojedyncze słowa, czy proste zestawienia słów zazwyczaj nie będą uznawane za utwory w świetle prawa autorskiego. Po prostu brak im indywidualnego charakteru.

I choć dziś cały świat hasło „Je suis Charlie” kojarzy z jednym wydarzeniem, to tak naprawdę nie ma w tym żadnej fantazji.

Problemem (i jednocześnie atutem) różnego rodzaju haseł reklamowych jest ich zwięzłość. Prostota takiego hasła pozwala łatwo oddziaływać na odbiorcę. Równocześnie jednak niekiedy pozbawia go fantazyjnego charakteru (patrz: „cukier krzepi”).

Tak uznano np. w sporze o prawa autorskie do sloganu reklamowego serce jak dzwon. Generalnie ludzie w mowie potocznej już przed tą reklamą zdrowe serce określali mianem „serca jak dzwon”.

Tym bardziej więc hasło „Je suis Charlie” (czyli „Jestem Charlie”) nie ma żadnej oryginalności i było używane przez ludzi od dawna. Oczywiście nie zmienia to faktu, że dziś budzi takie a nie inne skojarzenia.

Zobacz również:

Oceń ten artykuł
5/5 według czytelników bloga

Chcesz 1000 EUR dofinansowania na ochronę marki?

Skontaktuj się ze mną:

Jako rzecznik patentowy, specjalizuję się w rejestrowaniu znaków towarowych. Pomogę Ci uzyskać unijne dofinansowanie na ten cel.

zastrzezenie-nazwy-firmy-kancelaria-lech-q
ebook-o-ochronie-marki

Podobał Ci się ten artykuł?

Pobierz darmowy eBook o ochronie marki
  • zawiera kluczowe informacje o ochronie marki
  • otrzymał wyróżnienie od Urzędu Patentowego
  • napisany jest prostym i zrozumiałym językiem
  • opisuje najczęstsze błędy przedsiębiorców
  • zawiera proste rady jak chronić swoją markę
  • pobrało go już ponad 1800 osób!

Zobacz również

Włącz się do dyskusji

Tak myślałem, że ktoś „przedsiębiorczy” prędzej czy później wpadnie na taki pomysł 🙂 i chociaż potrafię sobie wyobrazić czarne koszulki (T-Shirt) z białym napisem „Je suis Charlie” (są już do kupienia! 🙂 ), to już mydło, masło czy mleko z takim napisem jakoś mniej mnie przekonują 🙂
Hasło samo w sobie jest neutralne, tyle, że obecnie jednoznacznie kojarzy się tylko z jednym wydarzeniem i mam nadzieję, że do rejestracji takiego znaku towarowego jednak nie dojdzie.

Pozdrawiam, A.K.

Zdecydowanie takie działania należy uznać za niemoralne. Jeżeli ktoś skutecznie zarejestrowałby ten znak w odniesieniu do koszulek, nikt inny by nie mógł ich sprzedawać. Co ciekawe informacja o zgłoszonych znakach towarowych jest ogólnodostępna. Raz dwa można więc zobaczyć kto miał taki kreatywny pomysł.

Pozdrawiam

A propos pozytywnej kreatywności – ostatnio będąc na otwarciu nowego muzeum w Akwizgranie, na jednej z wystaw poświęconej Karolowi Wielkiemu widniał sporych rozmiarów napis „Je suis Charlemagne” (co po francusku znaczy po prostu „Jestem Karol Wielki”) – stylizowany graficznie na wszystkim znane hasło „Je suis Charlie” (chociaż w innej kolorystyce).

Nie mam wątpliwości, że gdyby nie feralne wydarzenie z dnia 7 stycznia br., nikt w muzeum nie wpadłby na taki pomysł – ale pomijając okoliczności – akurat takie inicjatywy osobiście uważam za bardzo trafione i nie pozbawione smaku.

Powyższe tylko potwierdza, iż rejestracja samego hasła „Je suis Charlie” jako znaku towarowego mijałaby się z celem…

Zastanawia mnie jednak kwestia – czy możliwa byłaby rejestracja hasła „Je suis Charlie” jako znaku towarowego ale w konkretnym układzie graficznym. Wszyscy wiemy jak graficznie było prezentowane hasło „Je suis Charlie” – ale dla przypomnienia napiszę, że był to biały napis na czarnym tle, przy czym napis miał dwie linijki (w pierwszej „Je suis”, w drugiej „Charlie”).

W tym przypadku wydaje mi się, że taka rejestracja byłaby uzasadniona – ale ciekaw jestem zdania eksperta 🙂

Pozdrawiam, A.K.

Ciekawe spostrzeżenia Panie Adamie.

Określenie „Je suis Charlie” jak zauważył OHIM może nie mieć dostatecznej zdolności odróżniającej. Teoretycznie więc dodając szatę graficzną można uzyskać niezbędny element fantazyjny. Na blogu opisywałem przypadek ubrania w szatę graficzną określenia „dobra woda” dla wody mineralnej. W takim przypadku nie jest chronione jednak samo słowo/ słowa a jedynie grafika.

Problem w tym, że grafika również powinna być fantazyjna. W omawianym przypadku wygląda ona tak jak na zdjęciu powyżej. Na pewno czarny drukowany napis na białym tle nie jest fantazyjną grafiką. Biały napis na czarnym tle to również może być za mało. Tutaj mamy biały napis na czarnym tle, gdzie dolne słowo jest pogrubione i nieco szare. Jest to więc jakieś „udziwnienie” i odejście od prostej formy. Jest to jednak cały czas balansowanie na granicy odróżnialności.

Ręki bym sobie nie dał uciąć, że takie coś przejdzie w urzędzie patentowym 🙂

Niemniej te dywagacje są typowo akademickie. Jak byśmy tego hasła nie ubrali w szatę graficzną, to jako znak towarowy narusza ono dobre obyczaje. Marne są więc jego szanse na rejestrację.

Pozdrawiam

Napisz do mnie mikolaj@kancelarialech.pl Zadzwoń +48 575 999 410