fbpx
Blog nagrodzony przez
Urząd Patentowy RP
Urząd Patentowy RP

Nie planowałem tego wpisu. Jestem właśnie na wakacjach w zachwycającym, pełnym nowych smaków Wietnamie. Ładuję baterie i jestem na detoksie od pracy. Mam dostęp do skrzynki mailowej, ale nie czytam wiadomości. Odpoczywać ma umysł i ciało. Dostałem jednak wiadomość od znajomego…

Tutaj spędziłem wczorajszy wieczór – Hoi An nocą.

Gdzie kończy się inspiracja, a zaczyna plagiat?

Znajomy podesłał mi link do artykułu o znakach towarowych na popularnym portalu. Kiedy zacząłem go czytać, miałem wrażenie déjà vu. Zdania i całe akapity wydawały się znajome.

Ciśnienie mi skoczyło.

A w tak pięknym miejscu, gdzie teraz jestem to prawdziwy grzech.

Autorka artykułu, którą z tego miejsca pozdrawiam, bardzo mocno zainspirowała się jednym z moich materiałów na blogu.

Mówi się, że napisanie pracy na podstawie jednego źródła to plagiat. Na podstawie 30 – praca magisterska.

Każdy kto przeszedł liceum i studia wie jak się wtedy pisało prace, aby nie narazić się na zarzut plagiatu. Stronę czynną zamieniało się na bierną, a pewne akapity pisało się własnymi słowami. Na poziomie szkoły takie zabiegi wystarczały.

W prawdziwym życiu to za mało.

Czy przeredagowanie Harrego Pottera pozwala obejść prawo?

Jak myślisz, czy naruszeniem prawa autorskiego będzie napisanie książki o młodym czarodzieju, którego rodzice zginęli, a on sam zaczął naukę magii w specjalnej szkole? Dodatkowo miał dwójkę najbliższych przyjaciół i potężnego czarodzieja za wroga.

Coś Ci to przypomina?

Zmienione będą imiona głównych bohaterów oraz język opowieści. Zbieżność z Harrym Potterem wystąpi „jedynie” w zakresie chronologii zdarzeń, czy ogólnie fabuły.

Mam nadzieję, że czujesz, że to jest słabe.

Obejście prawa – żadne.

Indywidualne piętno twórcy (w tym przypadku J. K. Rowling) przejawia się w wymyśleniu i zapisaniu perypetii głównych bohaterów tak, aby zaciekawić czytelnika.

To właśnie w tym twórca odciska piętno w swoim dziele.

Radosna twórczość autorki

Na marginesie dodam tylko, że nie wskażę (na razie) o jaki artykuł chodzi. Z jednej strony nie chcę autorki zbytnio piętnować. Każdemu może zdarzyć się potknięcie. Wierzę, że nie zrobiła tego specjalnie. Z drugiej strony nie chcę robić reklamy firmie prawniczej, którą jej artykuł miał promować.

No, ale do brzegu. Autorka skopiowała:

  • tytuł,
  • dokładną strukturę,
  • chronologię pojawiania się kolejnych kwestii oraz
  • końcowe rekomendacje.

Daleko mi z moją twórczością do Pani Rowling, ale prawo autorskie ma to do siebie, że chroni utwór bez względu na jego wartość. Wybitna i beznadziejna twórczość są chronione tak samo. Ważne jedynie aby takie utwory:

  • były nowe i
  • posiadały indywidualny charakter.

Komentowany przeze mnie artykuł niewątpliwie jest nowy.

Pomimo tego, że opiera się na szkielecie mojej twórczości, ubrany został przez autorkę we własne słownictwo. Choć mam wrażenie, że kilka zdań jest żywcem wziętych ode mnie.

Co jednak z indywidualnym charakterem artykułu?

O tym jak należy go oceniać wypowiedział się Sąd Najwyższy ( V CSK 337/08):

Należy uwzględnić dobór słownictwa i składni, układ poszczególnych kwestii, przedstawianych w ramach opracowania, sposób formułowania śródtytułów. Dla oceny określonego dzieła referencyjnego przydatna jest koncepcja tzw. statystycznej jednorazowości, która zakłada badanie, czy takie samo lub bardzo podobne dzieło powstało już wcześniej oraz czy jest statystycznie prawdopodobne sporządzenie w przyszłości takiego samego dzieła przez inną osobę. Odpowiedź przecząca uzasadnia tezę o istnieniu cechy indywidualności dzieła.

Osobiście więcej argumentów znajduję na to, że twórczość autorki nie ma indywidualnego charakteru.

Czy wystarczy 6 lub 8 różnic, aby nie było plagiatu?

Ofiarą tego mitu padła znana polska influencerka WERSOW. Po tym jak zorientowała się, że od kilku lat korzysta z logo radośnie ściągniętego z internetu, zleciła opracowanie nowego grafikowi. Jak łatwo się domyślić nie chciała zbytnio zmieniać stylu. Grafik coś pozmieniał i a influencerka zaczęła posługiwać się nim na swoich produktach.

Ten case study szczegółowo analizowałem w poniższym filmie. Ze swojej strony bardzo często spotykam się z opiniami, że jakakolwiek modyfikacja oryginału obchodzi prawo. Ludzie nawet myślą, że naruszenia prawa do znaku towarowego nie ma bo jedna literka w nazwie się różni.

 

Łatwiej naśladować, niż być prawdziwie twórczym

Opracowanie materiału, który stał się inspiracją dla autorki, zajęło mi sporo czasu.

Nie odkrywam w nim Ameryki, ale musiałem przemyśleć jak to zagadnienie przedstawić, aby każdy „nieprawnik” łatwo je zrozumiał. To na tym opieram filozofię mojego blogowania. Do tego dodałem swoje przykłady i końcowy „zwrot akcji”.

Czyli pewien wyjątek od ogólnej zasady.

Całe przygotowania łącznie z publikacją zajęły mi najpewniej kilkanaście godzin.

To co stworzyłem, od strony prawnej było niepowtarzalne. Finalna wersja bardzo mi się podobała. Schlebia mi to, że autorce artykułu również.

Skoro ktoś próbuje kreować się na eksperta od znaków towarowych, to niech będzie bardziej twórczy.

Tak dla jasności. Uważam, że posiadanie konkurencji jest dobre. Mnie to mobilizuje i pobudza do kreatywności. Tylko konkurowanie powinno być uczciwe.

Na pewno ze swojej pracy zawodowej będzie miał wiele tematów na artykuły. No chyba, że problemem jest brak tego doświadczenia.

Poza tym, tak już na prawdę szczerze.

Jak można było wpaść na pomysł, aby tak mocno inspirować się twórczością człowieka, który specjalizuje się w ochronie własności intelektualnej?

Jak ta cała sprawa się skończy?

W przeszłości miałem nie mniej ciekawe historie.

W jednym przypadku okazało się, że mój artykuł skopiował copywriter. Portal, który zlecił mu napisanie artykułu o znakach, płacił żenująco mało. No i autor proporcjonalnie dużo czasu poświęcił na pracę. Kilka moich maili załatwiło sprawę. Artykuł zniknął z sieci.

Ciekawsze reperkusje miała sprawa skopiowania logo naszej kancelarii.

Autentycznie!

O tym, że ktoś używa naszego logo poinformował mnie czytelnik bloga, który widząc baner reklamowy myślał, że otworzyliśmy filię na południu kraju. Temat jest na tyle ciekawy, że poświęcę mu osobny wpis. Nie będzie myślę dla Ciebie zaskoczeniem, że po mojej interwencji firma dokonała błyskawicznego rebrandingu.
 
Jak skończy ta sprawa?

Link do tego artykułu wysłałem autorce całego zamieszania.

Jestem ciekawy jej reakcji.

To tyle. Napisałem co mi leżało na sercu i teraz wracam do cieszenie się urlopem.

Zobacz również:

FAQ
Czy można mówić o prawach autorskich do nazwy firmy?

Pojedyncze słowa są zbyt drobną formą, aby mogło je chronić prawo autorskie. Z tego powodu w 99% przypadków nie będą mieścić się w definicji utworu.

👉 Sądy w Polsce wydały już wiele wyroków, np. w sprawach takich jak JOGI, ALIBABKI czy Papa Dance, stwierdzając, że te nazwy ❌ nie są chronione przez prawo autorskie. Minimalistyczne logo zespołów muzycznych PIERSI i KOMBI również nie są objęte ochroną.

👉 Jeśli jednak chcesz mieć pewność, że Twoja nazwa i logo firmy są chronione, najlepiej jest ✅ zgłosić je do rejestracji jako znaki towarowe. Dzięki temu otrzymasz w świadectwo ochronne, które będzie niczym akt notarialny.

Co prawda wiąże się to z koniecznością wniesienia opłat urzędowych, 💲 jednak w dłuższej perspektywie pozwala oszczędzić masę pieniędzy. Dzięki temu zabiegowi eliminujesz ryzyko sporów o prawa do marki. A te potrafią kosztować i 30 tys. złotych!

Ile musi być różnic, aby obejść plagiat? 20-30 czy 52%?

Nie ma określonego procenta różnic, który gwarantuje bezpieczeństwo. Nawet minimalne modyfikacje w nazwie lub logo mogą naruszać znak towarowy. To mit ❌ o „bezpiecznych 30%” różnic.

👉 Przed wprowadzeniem nowej marki na rynek skonsultuj się z rzecznikiem patentowym, aby uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji.

🟢 Pamiętaj, że nie jest konieczne dokładne kopiowanie oryginalnej grafiki, aby naruszyć prawa autorskie. Wystarczy, że Twoja praca zawiera kilka elementów twórczych z pierwowzoru, co było widać w głośnej sprawie logo sowy WERSOW.

Jeśli chcesz stworzyć tzw. utwór zależny, musisz uzyskać zgodę od właściciela praw do oryginału. W przeciwnym razie ryzykujesz spór sądowy 🥊. Niestety wielu grafików nie zdaje sobie z tego sprawy, co może prowadzić do niezamierzonego łamania prawa przy projektowaniu logotypów.

Oceń ten artykuł
5/5 według czytelników bloga

Chcesz 1000 EUR dofinansowania na ochronę marki?

Skontaktuj się ze mną:

Jako rzecznik patentowy, specjalizuję się w rejestrowaniu znaków towarowych. Pomogę Ci uzyskać unijne dofinansowanie na ten cel.

zastrzezenie-nazwy-firmy-kancelaria-lech-q
ebook-o-ochronie-marki

Podobał Ci się ten artykuł?

Pobierz darmowy eBook o ochronie marki
  • zawiera kluczowe informacje o ochronie marki
  • otrzymał wyróżnienie od Urzędu Patentowego
  • napisany jest prostym i zrozumiałym językiem
  • opisuje najczęstsze błędy przedsiębiorców
  • zawiera proste rady jak chronić swoją markę
  • pobrało go już ponad 1800 osób!

Zobacz również

Włącz się do dyskusji

Nieprzyjemna sprawa zwłaszcza, że Twoje wpisy są naprawdę dopracowane: nie dość że merytoryczne to podane w atrakcyjnej formie – widać, że ich przygotowanie pochłania sporo czasu. Plagiatowane są dlatego że są tak dobre – ale rzecz jasna nie jest żadnym pocieszeniem. Ciekaw jestem dalszego ciągu tej historii.
P.S. Mam nadzieję, że podzielisz się też wrażeniami z Wietnamu – liczę, że będą tak samo interesujące jak z Gruzji 🙂 Miłego wypoczynku.

Dzień dobry Leszku.
Mam świadomość tego, że to najpopularniejszy blog o znakach towarowych w Polsce. Naturalnie więc jestem bardziej narażony na takie numery jak w tym artykule. Marne to pocieszenie, ale takie jest życie. Robert Solga, który jak wiesz wymiata w zakresie tajemnicy przedsiębiorstwa, trafił na szkolenie, gdzie prowadzący żywcem skopiowali całe akapity jego artykułu. A była to kancelaria a nie jakaś „firma prawnicza”. Ten artykuł napisałem m.in. po to aby dać sygnał, że widzę co się dzieje i reaguję.

A co do Wietnamu to chętnie zdam relację. Takie podsumowanie jak z Gruzją. Swoją drogą zabawnie wyszło bo na tamten artykuł mam cały czas bardzo dużo wejść 🙂

Pozdrawiam

„Z drugiej strony nie chcę robić reklamy firmie prawniczej, którą jej artykuł miał promować.” – chyba antyreklamy; jeżeli owa firma reklamuje się jako ekspert od ochrony własności intelektualnej to sytuacja jest lekko absurdalna 😉

Czasami firmy na takim szumie zyskują. Przy okazji głośnej sprawy „John Lemon” producent napojów zrobił sobie taką kosmiczną reklamę, że jestem pewien, że zyski wielokrotnie przewyższyły koszty ugody. Nie od dziś znana jest przecież zasada „Nie ważne jak mówią byleby nie przekręcali nazwy”.

Napisz do mnie mikolaj@kancelarialech.pl Zadzwoń +48 575 999 410