fbpx

Kto powiedział, że na blogu prawniczym trzeba pisać tylko o prawie. Właśnie wróciłem z Gruzji i jestem oczarowany tym co zobaczyłem. Znów zadaję sobie pytanie – dlaczego Kaukaz musiał tyle na mnie czekać? Ostrzyłem sobie zęby na tą wyprawę już od dawna. Poniżej moja relacja wraz z praktycznymi radami.

 

Co takiego ciągnęło mnie w stronę Kaukazu?

Wyjazd w te strony był moim małym marzeniem. Będąc jeszcze na studiach prawniczych bardzo mocno interesowałem się tym regionem świata. W szczególności dwoma wojnami rosyjsko-czeczeńskimi z lat 90-tych. Do 2010 roku przeczytałem chyba wszystkie polskojęzyczne materiały na ten temat. Najbardziej zapadły mi w pamięć książki Wojciecha Jagielskiego: „Dobre miejsce do umierania” czy „Wieże z kamienia„.

Dokładnie wtedy broniłem również pracy magisterskiej pt.:

Prawo do samostanowienia narodu na przykładzie narodu czeczeńskiego

Wnioski z pracy miałem następujące:

  • Czeczeni to naród i w świetle obiektywnych kryteriów mają prawo do samostanowienia. W 1991 r. ogłosili zresztą niepodległość, ale…
  • Niepodległość kraju musi być uznana przez społeczność międzynarodową. A w tym przypadku praktycznie nikt tego nie zrobił. Taka jest polityka. Zupełnie inaczej potoczyły się losy Kosowa w 1998 r.

Kiedy upadał ZSRR Czeczeni podobnie jak inne narody podjęli walkę o niepodległość. Przegrali. Rosja ich dosłownie rozjechała. Wystarczy wspomnieć, że w 2003 r. ONZ ich stolicę, Grozny uznała za najbardziej zniszczone miasto na świecie.

I na tym może poprzestanę. Nie chciałbym się tutaj zbytnio rozkręcać.

To raczej nie miejsce na opisywanie takich historii.

Niemniej 10 lat temu ten temat całkowicie mnie pochłonął. To wtedy dowiedziałem się bardzo wiele o historii i kulturze narodów Kaukazu. Pierwszy raz przeczytałem o ich legendarnej wręcz gościnności oraz zamiłowaniu do tańca i toastów.

I w trakcie mojej podróży wielokrotnie tego doświadczyłem 🙂

Jeżeli dodać do tego góry, które po prostu uwielbiam, to miałem w głowie obraz miejsca do którego mnie ciągnęło.

Bezpieczeństwo w Gruzji.

Mówi się, że boimy się tego czego nie znamy.

Ja w głowie miałem głównie konflikt rosyjsko-gruziński z 2008 roku.

Jak sytuacja wygląda obecnie?

W przewodnikach turystycznych oraz internecie pisało, że Gruzja jest bezpieczna. Jej sytuacja polityczna jest stabilna. Za to Gruzini dmuchają i chuchają na turystów.

Od jednego Gruzina usłyszałem nawet, że mamy lepiej niż miejscowi.

Jeżeli jadąc zbyt szybko samochodem zatrzyma mnie policja to jako turysta najpewniej dostanę pouczenie. Gruzini na taki akt łaski nie mają co liczyć 🙂

Faktycznie przez 17 dni podróżowania po Gruzji nie miałem ani jednej niebezpiecznej sytuacji. Pomijając oczywiście jazdę samochodem po Tbilisi bo to był jakiś koszmar.

Co ciekawe były prezydent Micheil Saakaszwili skutecznie wyplenił korupcję. A przynajmniej w zakresie jakim dotyczy to turystyki. Policja jest widoczna wszędzie co mi osobiście dawało poczucie bezpieczeństwa.

Ponoć policja takie samochody otrzyma w ramach pomocy z USA.

Wiele praktycznych informacji o Gruzji znalazłem na blogu polakogruzin.pl. Prowadzi go mój znajomy Krzysztof Nodar Cimnołoński, który opracował dla mnie trasę pobytu. Tak się składa, że niedawno opublikował nagranie o bezpieczeństwie w Gruzji.

Jak dotrzeć do Gruzji i znaleźć nocleg?

Jest kilka bardzo dobrych połączeń lotniczych z naszego kraju. Możesz to szybko sprawdzić na Bluesky.pl. Na sierpień widzę np. ofertę za 600 zł w dwie strony. Jesienią nawet za 300 zł.

Tak więc nie jest źle 🙂

Jeżeli chodzi o noclegi to poza namiarami od Krzyśka wszystko rezerwowałem przez Booking.com. Miało to taki plus, że kiedy przychodziło do płacenia wyciągałem potwierdzenie rezerwacji gdzie widniała wskazana kwota. Sprawa była jasna dla obu stron. Poza tym Booking.com zawsze później prosi o zostawienie opinii o obiekcie. Tak więc właścicielowi zależy na tym abyśmy czuli się tam jak najlepiej.

Ceny noclegów:

  • już za 15 zł/noc widziałem miejsca w pokojach wieloosobowych;
  • za 50-60 zł/noc od osoby można było znaleźć na prawdę świetne „dwójki”.

Nam zależało na w miarę dobrych warunkach noclegowych stąd woleliśmy wiedzieć gdzie śpimy. Niemniej na głównych ulicach miast tłumnie stali miejscowi oferujący noclegi.

Można było więc jechać w ciemno do danej miejscowości.

Nocleg zawsze by się znalazło.

W Mestii mieliśmy z okna widok na kamienne wieże.

Podróżowanie po Gruzji

Gruzja żyje z turystyki tak więc nie ma większego problemu z transportem.

Opcja nr 1 – samochodem.

Najwygodniejszym sposobem (ale nie najtańszym) jest wynajęcie na miejscu samochodu. Benzyna jest stosunkowo tania i oscyluje w okolicach 3 zł/ litr. Zwykłym samochodem osobowym (typu Toyota Yaris) możemy przemieszczać się pomiędzy miastami. Drogi poza pewnymi fragmentami były całkiem dobre.

Niemniej jechanie takim samochodem w góry to już samobójstwo. Koniecznie trzeba mieć samochód z napędem na 4 koła. Tym bardziej, że trasy do najbardziej malowniczych miejscowości (np. Uszguli) to już prawdziwy off road.

Choć żeby nie było właśnie na takiej trasie widziałem Gruzina śmigającego Fiatem Cinquecento.

Można? Można!

Opcja nr 2 – marszrutki.

Na całym wschodzi popularne jest podróżowanie takimi 8-10 osobowymi busikami. Jeżdżą na trasach krótkich i dłuższych. Spokojnie z Tbilisi czy Kutaisi można nimi podjechać do wszystkich turystycznych miast. Oczywiście  najlepiej od razu ustalić z kierowcą cenę za osobę. Jeżeli na danej trasie jeździ komunikacja miejska (autobusy) to jest to rozwiązanie jeszcze tańsze.

Niemniej kierowca marszrutki zawiezie nas pod drzwi kwatery.

Kierownica po prawej stronie? „No problemo” jak mówią Gruzini 🙂

My mieliśmy lepszego kierowcę. Ten ponoć był z Tbilisi.

Opcja nr 3 – taksówki (ostrożnie).

Podróżowanie taksówkami pomiędzy miastami jest dość drogie. Często zresztą taksówkarze po prostu naciągają turystów na wyższe opłaty. Tą opcję zarezerwowałbym sobie na krótsze trasy czy dojazdy do niektórych miejsc.

Choć Gruzini są nam życzliwi to zdarzają się osoby, które mogą nas naciągnąć. Ja doświadczyłem tego w jednym sklepiku osiedlowym. Przemiła starsza kobieta, która przywitała nas po angielsku, porządnie zawyżyła nam rachunek.

Rada – jeżeli możesz rób zakupy w marketach.

Jak się komunikować w Gruzji?

Wszędzie słyszałem, że w Gruzji najłatwiej dogadać się po rosyjsku.

Kiedy ktoś mnie pytał czy mówię po w tym języku odpowiadałem „ciut ciut” 🙂

Co się jednak okazało. Jedynie po rosyjsku komunikują się głównie osoby w wieku 40+. Młodzież mówi na przynajmniej komunikatywnym poziomie po angielsku. Z drugiej strony właściciele kwater mając wielu turystów z Europy podstawy angielskiego mają opanowane.

Tylko w jednym miejscu mieliśmy problem z dogadaniem się z właścicielką. Mówiła (chyba) mieszanką rosyjskiego i gruzińskiego. Do tego śpiewała przygotowując nam śniadanie 🙂

Na szczęście jej syn wszystko nam tłumaczył.

Co ciekawe często chodząc uliczkami miasteczek podchodziły do nas dzieci w wieku około 5 lat i pytały:

  • What is your name?
  • Where are you from?

Tak wiec przewiduję, że znajomość angielskiego za kilka, kilkanaście lat będzie tam powszechna.

Gruzinów ciągnie zresztą do Unii Europejskiej i NATO o czym mówią całkowicie otwarcie. Flagi UE wisiały na wielu rządowych budynkach.

A w mieszkaniu w Tbilisi znaleźliśmy coś takiego:

Właściciel powiedział w prost.

W Gruzji należy mówić albo po gruzińsku, albo po angielsku.

Co warto zobaczyć w Gruzji?

My zrobiliśmy mały błąd. Na początku podróży udaliśmy się do Swanetii. To przepiękny górzysty region Gruzji. Widoki były takie… że pozostałe atrakcje tego kraju już nie robiły na nas takiego wrażenia. Dziś prawdopodobnie zacząłbym od odwiedzenia Kachetii, ewentualnie okolic Batumi. Góry zostawiłbym sobie na koniec.

I pewnie z opuszczoną szczęką wracałbym do Polski 🙂

Zresztą zobaczcie sami.

Mestia

 Taras widokowy na jednej z górskich tras w okolicy Mestii.

Uszguli – kamienna wieża królowej Tamary (to stamtąd jest nagranie).

I widok z samej wieży.

Trasa do lodowca biegnie przez bardzo malownicze tereny.

Lodowiec klepnięty, wracamy.

Niedaleko Gori jest miasto wykute w skałach – Uplisciche.

A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady?

Gori – muzeum Stalina (jak w kawale „a mógł zabić”).

A obok oczywiście market Stalina.

Za Putinem nie przepadają …

… ale business is business.

Wracamy w góry. Cel – Stepantsminda.

Cminda Sameba. Coś co po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy.

Robi wrażenie.

Czyżby konsekwencja naszej polskiej ułańskiej fantazji?

Jest i wątek prawniczy. Konkretne naruszenie znaku towarowego.
Dowiedziałem się, że przeoczyłem pewną miejscową atrakcję – Market Google 🙂
Autorka zdjęcia – Kinga Lewandowska

BATUMI

Ponoć miasto kiczu i tandety, ale mi tam się podobało. Zbaczając nieco z głównego deptaka wzdłuż plaży można było poczuć specyficzny klimat tego miejsca.

Wieża alfabetu w dzień.

Chaczpuri – zapiekany placek z serem.

Wieża alfabetu nocą.

Internetowa „małpka” jako rzeźba? Czemu nie.

Ogród botaniczny.

WiFi było praktycznie wszędzie. W kwaterach, restauracjach a czasami i parkach.

Gdzieniegdzie stały pianina. Każdy mógł podejść i coś zagrać.

Ewentualnie w okolicznych parkach był do dyspozycji bilard.

Delfin z liściem palmy pod płetwą. Co autor miał na myśli?

W tle fontanna czaczy z której w określonych godzinach leci wódka.



Wieczorami na deptaku wzdłuż morza widzieliśmy spontanicznie tańczących Gruzinów. To dodawało specyficznego klimatu temu miejscu.

Co mnie w Gruzji zaskoczyło?

Obecnie Gruzja bardzo dynamicznie się zmienia. Budowana jest cała infrastruktura pod turystów, których przyjeżdża tam coraz więcej. Po części jest to następstwo zamachów w Afryce, Europie czy zawirowań w Turcji.

Tutaj jest teraz spokój.

Wszędzie budowane są hotele a w miasteczkach turystycznych jest wiele atrakcji.

Masa polskich turystów.

Momentami czułem się trochę jak na wyjeździe w Tatry.

Praktycznie za każdym razem na szlakach słyszeliśmy rozmowy Polaków. Kiedy siedzieliśmy w restauracji w Mestii dosiadła się do nas para pytając co warto zwiedzić w okolicy. Przerwał nam rozmowę pewien chłopak… pytając po polsku gdzie można tu płacić kartą bo mu się gotówka kończy 🙂

Tam gdzie nocowaliśmy mówiono nam, że około 40% gości to Polacy.

Natarczywi żebracy.

W Batumi byłem świadkiem pewnego powiedzmy incydentu.

Jechał samochód z nowożeńcami. W pewnym momencie na drogę wtargnęła kobieta z niemowlakiem w ręku. Wiadomo było, że oczekiwała pieniędzy. Dostała jeden banknot, ale chciała więcej. W końcu dopięła, swego ale atmosferze krzyków.

W dużych miastach żebraków było sporo.

Kiedy jedliśmy na powietrzu potrafili stać kilka minut przy stoliku aż ich kelner nie przegonił. Byli przed cerkwiami, sklepami i na ulicach. To co nas zszokowało to widok małych 4 letnich dziewczynek, które łapały turystów za ręce prosząc o pieniądze. Widziałem też żebrzące na chodniku dzieci w wieku 2 i 5 lat. Pewnie ich opiekun stał gdzieś niedaleko, ale to był obrazek nie do wyobrażenia w Polsce.

Jazda samochodem.

To było emocjonujące ale i stresujące doświadczenie.

Gruzini jeżdżą bardzo niebezpiecznie co widać po masie samochodów bez zderzaków. Jazda na skróty czy pod prąd to standard. Na drodze pierwszeństwo ma zawsze większy samochód a czerwone światło sugeruje jedynie, że ktoś może się zatrzymać.

Przechodzenie przez ulicę to walka o życie.

Niemniej po 2 tygodniach nabrałem pewnej wprawy. Nauczyłem się, że wyprzedzając kogoś na górskich drogach trzeba trąbnąć. Podobnie w mieście jeżeli włączam się do ruchu. Nie ma co liczyć na to, że ktoś nas wpuści. Trzeba więc jeździć bardzo zdecydowanie.  No i mieć oczy dookoła głowy.

Zajeżdżanie drogi czy nagła zmiana pasów nikogo tutaj nie dziwi.

Mnie również przestała.

No i te krowy na drogach. Były wszędzie…

Podsumowując.

Zdecydowanie każdemu polecam wyjazd w te strony.

Szczególnie miłośnikom gór i pieszych wędrówek. Gruzja to geograficznie bardzo zróżnicowany kraj. Jednego dnia byliśmy w wysokich górach, następnego nad morzem a dzień później przejeżdżaliśmy przez wypalone słońcem stepy.

Gruzini nas Polaków lubią co było autentycznie widać.

Myślę, że najbliższe lata to najlepszy okres na wyjazd. Infrastruktura do zwiedzania jest zadowalająca (m.in. drogi). Nie ma jeszcze takiej powszechnej komercji jaką można zobaczyć w Batumi. Niestety w jeszcze do niedawna niedostępnym skalnym mieście Uszguli buduje się szereg hoteli. Między legendarnymi kamiennymi wieżami już jest jeden z neonem „HOTEL”. Jeżeli taka tendencja się utrzyma to za 5 czy 10 lat krajobraz tego regionu się zmieni.

PS. W Kachetii dowiedziałem się, że kiwi to pnącze jak winogrona 🙂

Zobacz również:

Oceń ten artykuł
5/5 według czytelników bloga

Chcesz 1000 EUR dofinansowania na ochronę marki?

Skontaktuj się ze mną:

Jako rzecznik patentowy, specjalizuję się w rejestrowaniu znaków towarowych. Pomogę Ci uzyskać unijne dofinansowanie na ten cel.

zastrzezenie-nazwy-firmy-kancelaria-lech-q
ebook-o-ochronie-marki

Podobał Ci się ten artykuł?

Pobierz darmowy eBook o ochronie marki
  • zawiera kluczowe informacje o ochronie marki
  • otrzymał wyróżnienie od Urzędu Patentowego
  • napisany jest prostym i zrozumiałym językiem
  • opisuje najczęstsze błędy przedsiębiorców
  • zawiera proste rady jak chronić swoją markę
  • pobrało go już ponad 1800 osób!

Zobacz również

Włącz się do dyskusji

No powiem ci Leszku, że tamtejsze góry robią piorunujące wrażenie. Podróż wyglądała tak, że dojechaliśmy do jednego górskiego miasteczka i mówimy do siebie „Matko, jak tu pięknie”. Jedziemy do następnego – jest jeszcze lepiej. Wspinamy się na górę – znów jeszcze piękniej. Choć zjeździliśmy całą Gruzję dziś dłużej bym posiedział w górach.
Pozdrawiam

Dziękuję za bardzo ciekawie i wyczerpujace przedstawienie pieknych miejsc w Gruzji. Bardzo interesujaco się czyta,. W tym roku sie wybieram do Gruzji wiec chetnie skorzystam z wskazowek opisanych przez Pana pozdrawiam
🙂

W tym roku chcę na wiosnę pojechać ze znajomymi właśnie do Gruzji, aby zwiedzić kilka miejscowości i wyjść w góry. Mamy już wstępny plan i mam nadzieję, że uda nam się wszystko szczęśliwe zrealizować. Twój blog jest naprawdę świetny i w tym artykule mogłem przeczytać wiele informacji, które na pewno mi się przydadzą. Pozdrawiam i życzę powodzenia w kolejnych podróżach!

Napisz do mnie mikolaj@kancelarialech.pl Zadzwoń +48 575 999 410